Dr Bogdan Kloch na starym cmentarzu przy kościłku na wzgrzu / Dominik Gajda
Dr Bogdan Kloch na starym cmentarzu przy kościłku na wzgrzu / Dominik Gajda

Położona w samym centrum Rybnika Górka Cerekwicka (zwana także Kościelną) to jedno z bardziej fascynujących miejsc, owianych przy tym tajemnicą dziejów. To tu zaczęła się historia miasta, to tu wzniesiono pierwszy kościół, który nosił wezwanie Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Wiele wskazuje na to, że stanął jeszcze przed 1198 rokiem. Wokół rozciągał się cmentarz, z którego niewiele już zostało. Pamiątką po świątyni jest jedynie prezbiterium, które pełni dziś rolę kościoła akademickiego. I to właściwie wszystko, czego możemy być pewni. To wzgórze otacza bowiem tak gęsta mgła historii, że wiele pytań pozostaje tu bez odpowiedzi. Powodem są zaburzenia terenu wynikające z ciągłej rozbudowy śródmieścia i działania człowieka, nie zawsze niestety przemyślane.

 

Historia destrukcji

W okresie Polski Ludowej zapadła decyzja o likwidacji cmentarza i założeniu parku na jego miejscu. Plany te wkrótce zrealizowano. Warto zresztą wspomnieć, że miejsce to już wcześniej było częściowo zdewastowane, a to za sprawą niemieckich napisów na nagrobkach. Jak przekonuje Aleksandra Frydrychowicz, miejska konserwator zabytków w Rybniku, komunistyczna władza z pełną premedytacją i pasją likwidowała wszelkie ślady dawnej wielokulturowej historii miasta. Drażniły ją zresztą napisy nie tylko niemieckie, ale także francuskie, bo kazała zrównać z ziemią groby francuskich żołnierzy obserwatorów z czasów plebiscytu. To jednak było jeszcze nic w porównaniu z tym, co miało nastąpić, a kulminacja działań tego typu zaczęła się w sierpniu 1978 roku.

Do Jacka Pierzaka, wojewódzkiego konserwatora zabytków archeologicznych w Katowicach, wpłynęło wtedy pismo w sprawie szeroko zakrojonych badań na terenie Rybnika. Ich celem miało być poszukiwanie najstarszych śladów osadnictwa oraz próba rekonstrukcji wyglądu najstarszych obiektów, a miały one objąć rejon szpitala psychiatrycznego, sądu rejonowego (dawnego zamku) i właśnie Górkę Cerekwicką. Całością kierować miał docent Franciszek Maurer z Politechniki Śląskiej. Konserwator wydał zgodę na rozpoczęcie prac, lecz nakazał wyłączyć z wykopalisk teren szpitala, a nadzór nad całością powierzyć Wernerowi Pierzynie, archeologowi z wodzisławskiego muzeum, więc bez niego nie można było nawet ruszyć łopatą. Ekipa jednak zlekceważyła drugie zalecenie.

Bez nadzoru

Rozpoczęła bowiem prace, nie informując o tym osoby, której powierzono nadzór. Nie poinformowała także o metodach pracy. W efekcie Werner Pierzyna na oględziny do Rybnika dotarł dopiero w październiku, zaalarmowany przez mieszkańców. To, co zobaczył, opisał w sprawozdaniu, z którego dowiadujemy się, że na miejscu zastał potężny wykop wzdłuż domniemanej linii murów, który miał około 25 m długości i około 3,5 m głębokości. Usłyszał ponadto, że wypełnisko wykopu eksplorowano koparką(!). "Nie stosowano żadnych metod archeologicznych do odsłaniania poszczególnych warstw. Pochówki ludzkie w związku z zastosowaniem ciężkiego sprzętu zostały zniszczone" – czytamy w protokole. Nic dziwnego, że tak prowadzone badania archeologiczne dały wynik przeciwny od zamierzonego.

Zastosowanie koparek, które rozkopywały groby, było niedopuszczalne. Zniszczono większość pochówków, znajdujących się w rejonie kaplicy, a odkryte szkielety układano jedne na drugich. Jedynymi znaleziskami było kilka fragmentów ceramiki średniowiecznej, których jednak nie sposób wydatować ze względu na sposób, w jaki je pozyskano. Jednym z niewielu sukcesów było odkrycie i oznaczenie fundamentów nawy głównej, lecz również one nie dały w pełni miarodajnych wyników ze względu na błędy w metodyce badań. Zaalarmowany przez Wernera Pierzynę konserwator wojewódzki natychmiast przerwał roboty i nakazał ekipie zasypać założone wykopy i zniszczone pochówki. Zabronił również prowadzenia badań w innych miejscach Rybnika.

Trudna decyzja

Jak wspomina po latach, była to decyzja bardzo trudna, ale konieczna. – Byłem młodym archeologiem, w roli wojewódzkiego konserwatora jeszcze nie do końca się odnajdywałem, w dodatku było to jedno z pierwszych w mojej karierze zgłoszeń i od razu wystąpiły takie problemy. Choć bardzo szanowałem i wciąż szanuję profesora Maurera, wybitnego badacza, musiałem jednak zgodnie z procedurami przerwać wykopaliska – mówi dr Jacek Pierzak. Jego decyzja być może ocaliła ślady historii w najniższych kondygnacjach rybnickiego sądu rejonowego. Jak uważa dr Pierzak, docent Maurer niewątpliwie popełnił błędy, to jednak nie ponosi pełnej winy za to, co się stało. W tamtych czasach średniowiecze nie znajdowało się bowiem w sferze głównych zainteresowań archeologów.

– Chyba że przez wykopaliska dało się podkreślić dawną piastowską przeszłość i, często zgodnie z wolą władz politycznych, udowodnić, że Śląsk był związany z Polską. Ta swoista presja często prowadziła do mniejszych lub większych wypaczeń – tłumaczy dr Pierzak. Podobnego zdania jest Aleksandra Frydrychowicz. Pytana o badania na wzgórzu mówi, że sprowadzenie ciężkiego sprzętu miało być pomysłem miejskich władz, które chciały w ten sposób "pomóc" archeologom i przyspieszyć prace na cmentarzu. A przy okazji sprzęt miał usunąć pozostałe poniemieckie nagrobki. Niestety w sprawie nie może wypowiedzieć się najbardziej zainteresowana osoba, czyli profesor Maurer. Ten zasłużony badacz zmarł bowiem, zanim temat wykopalisk na Górce Cerekwickiej zainteresował historyków.

Co przetrwało

– Nie lubił zresztą wracać do tamtych wydarzeń, pytań o Rybnik najczęściej "nie słyszał" – wspomina Aleksandra Frydrychowicz, jedna z uczennic profesora. Od dawna nie żyje także Werner Pierzyna, który wszczął alarm, kiedy dowiedział się, co się stało. Zniszczenia, jakich dokonała ekipa gliwickich badaczy, znacznie uszczupliły wiedzę o najstarszych dziejach Rybnika, bo ślady umożliwiające poznanie przeszłości tej części miasta już nie istnieją, a w archeologii zasada jest bardzo prosta: wiemy tyle, ile uda nam się odnaleźć. Dr Jacek Pierzak uważa jednak, że niekoniecznie wszystkie ślady musiały zostały utracone. Rybnicki cmentarz nie miał bowiem dużej powierzchni, ale za to dużą liczbę pochówków, a większość z nich była kilkupoziomowa.

– Z tego powodu duża część najstarszych pochówków była niszczona przez kolejne pogrzeby, ale eksploracje koparką dotyczyły głównie tych nowszych grobów, XVIII- i XIX-wiecznych, więc jest szansa, że w ziemi przetrwały szczątki sprzed stuleci – uważa dr Jacek Pierzak. Czy zatem uda się odpowiedzieć na pytanie, kiedy założono cmentarz, czy uda się potwierdzić, że świątynia powstała przed XII wiekiem? – Co do szacowania początków osadnictwa na tym terenie na czasy przedpiastowskie, to nie zaryzykuję takiej tezy. XII wiek to jedyny przedział czasu, który ma jakie takie umocowanie w źródłach. Jeśli chodzi o początki nekropolii, to o ile respektowano przepisy prawa kościelnego, to już krótko po powstaniu parafii, a przynajmniej wraz z powstaniem miast, czyli na przełomie XIII i XIV wieku, musiał zaistnieć trwały cmentarz– tłumaczy dr Bogdan Kloch, dyrektor muzeum w Rybniku.

Co kryją krypty

Jak dodaje, zniszczenia ograniczają możliwości nowych wykopalisk, ale ich nie przekreślają. Dyrektor Kloch zapewnia, że muzeum rozważa taką ewentualność, nie wyklucza też badań z użyciem georadaru. – Tuż po świętach będziemy gościli archeologa z Poznania, który podpowie, co robić – mówi. Na badaczy czeka także krypta pod kościółkiem akademickim. W trakcie renowacji świątyni otwarto ją nieznacznie, dzięki czemu wiadomo, że są tam pochówki. W środku panował jednak nieład, więc sądzono, że wtargnęli tam rabusie. Okazało się, że do krypty zajrzeli nie żadni złodzieje, tylko gliwiccy badacze. Dr Pierzak pamięta, że znajdowały się tam dobrze zachowane fragmenty pochówków i ubrania, także dziecięce. Do kogo należały, co się z nimi stało i gdzie są – to kolejna z zagadek. Może ktoś z Czytelników "Nowin" pamięta tamte wydarzenia?

Początki osady
Wedle legendy niegdyś na Górce Cerekwickiej miała stać pogańska świątynia, której początki sięgały nawet VII wieku, a na szczycie przemawiał sam św. Wojciech podczas swej wędrówki po Śląsku. Legenda legendą, niemniej historycy uważają, że to właśnie u podnóża wzgórza znajdowały się pierwsze chałupki tworzące osadę Rybnik. Wzniesiony z czasem kościół parafialny był nie tylko miejscem kultu, ale i ważnym obiektem strategicznym. Nie wiadomo jednak, kiedy go wybudowano i kiedy założono cmentarz. Najbardziej prawdopodobny wydaje się okres między 1170 a 1198 rokiem, kiedy biskupem był Żyrosław II, który konsekrował rybnicką świątynię. Z czasem drewnianą świątynię zastąpił kościół murowany w stylu gotyckim, który przez wieki górował nad Rybnikiem, będąc najbardziej charakterystycznym punktem krajobrazu.

 

W 1797 roku wyburzono nawę wraz z wieżą, pozostawiając jedynie prezbiterium. Związane to było z budową kościoła pw. Matki Boskiej Bolesnej, na którą w ten sposób pozyskano darmowy surowiec (podobny los spotkał kaplice pw. św. Jana i św. Katarzyny). Tak drastycznie zmniejszona świątynia pełniła od tej pory rolę kaplicy cmentarnej, ciągle pozostając ważnym punktem na mapie rozbudowującego się miasta. Dziś jest to kościółek akademicki.

4

Komentarze

  • slazak Stary cmetarz 11 kwietnia 2013 11:45tam byl pochowany moj pradziadek i siostra mojej prababci.Mi powiedzeli ze ich groby przekopali bo bylay niemieckie.Ale my bylismy przyzwyczajeni do przesladowania przez Polakow to bylo nic nowego.Pozatym dla nas to byl zawsze stary cmetarz tak sie to zawsze nazywalo.
  • zniesmaczony 3 RP czerwoni profesorowie historii 04 kwietnia 2013 12:21system sowiecki dział nadal ,tylko to co "polskie" się liczy i dalej pisze sie historie pod ludzi!! teraz u władzy są mgr historii a ich doradcami towarzysze profesorowie też od historii .
  • Bronson ciekawa historia 04 kwietnia 2013 08:20no proszę, a z tego co pamiętam, to jakieś 12 lat temu Rybnik świętował już 800 - lecie...z naciąganą datą? :)
  • Emil z Żor Górka kościelna 27 marca 2013 19:23Szkoda, że obiekt został zniszczony już przed wiekami, ale nie czas płakać nad rozlanym mlekiem, ale ratować, co jeszcze się da! Legendy dużo mogą pomóc. Trzeba popytać miejscowych i nie lekceważyć nawet najbardziej fantastycznego sygnału. Wiele lat temu pracowałem nad historią mojej rodziny. Praca ta nauczyła mnie pokory, opowieści, które odrzuciłem na początku jako zbyt mało prawdopodobne, kryły sedno sprawy, powodzenia!

Dodaj komentarz