Wiosna 1945 roku, defilada na rybnickim rynku. Żołnierz na czele ma niemiecki hełm, ale tak się zdarza, gdy są braki w standardowym wyposażeniu... / Muzeum w Rybniku
Wiosna 1945 roku, defilada na rybnickim rynku. Żołnierz na czele ma niemiecki hełm, ale tak się zdarza, gdy są braki w standardowym wyposażeniu... / Muzeum w Rybniku

Temat wraca z wieloma, często bolesnymi, bolesnymi wspomnieniami, spróbowaliśmy więc ustalić, jak wyglądał tu koniec wojny. W styczniu 1945 roku Armia Czerwona wkroczyła do Katowic, Gliwic, Gierałtowic, Knurowa czy Rud, ale Rybnik czekał. Jak pisze Marek Szołtysek w swojej pierwszej książce "Rybnik, nasze gniazdo", wojska radzieckie zatrzymały się, aby poczynić przygotowania do kolejnego natarcia. Czas ten wykorzystano też na akcje propagandowe, zrzucając na pozycje niemieckie kilka tysięcy ulotek z napisami "wojna jest przegrana". Niemcy, spodziewając się ciężkich walk, też ściągali posiłki i szykowali się do odparcia ataku.

W ramach obrony

W ramach przygotowań do obrony koło kościoła pw. św. Antoniego powstała na przykład barykada, a świątynię, podobnie jak wiele innych obiektów w mieście, zaminowano. Rosyjskie uderzenie zaczęło się 11 marca, ale początkowo żadna ze stron nie mogła uzyskać przewagi. Źródła podają, że dopiero 26 marca późnym wieczorem (był to Wielki Poniedziałek) Niemcy zostali wyparci z Rybnika. Nikt jednak nie cieszył się z tego, bo mieszkańcy już dużo wcześniej dostali nakaz ewakuacji. Longin Musiolik, autor kilku publikacji o Rybniku, działacz PTTK, miał wtedy niespełna 19 lat.

I przypomina sobie, że ledwo zbliżył się front, Niemcy polecili ludziom pakować się i ruszać na dworzec, skąd pociągi zabierały ich w stronę Raciborza i dalej na Zachód. – Do nas na Wiejskiej Niemcy zapukali w nocy. Okazało się, że sporo osób kieruje się nie na dworzec, tylko do rodziny czy znajomych w okolicy. My poszliśmy do kolegi ojca w Jankowicach i tam przeczekaliśmy do tego wyzwolenia – wspomina pan Longin. Co działo się w ciągu tych dwóch miesięcy, gdy w pobliżu miasta stały dwie wrogie armie? Linia frontu przebiegała wzdłuż ulicy Stawowej i Rudy, aż do Orzepowic, a część Nowin przechodziła z rąk do rąk. Jednocześnie Rosjanie organizowali administrację, władze powiatu rybnickiego osadzając w Knurowie.

Zajęcie bez świadków

Z drugiej strony kopalnie nadal fedrowały na potrzeby niemieckiej armii. A potem w zasadzie bez przestojów zaczęły fedrować na potrzeby zwycięzców, choć Rybnik jeszcze przez kilka dni był jak wymarły. – Dlatego nie wiemy dokładnie, jak wyglądało wkroczenie radzieckich oddziałów. Wygląda na to, że przeszły jakby bokiem, aczkolwiek nie ma świadków – zastrzega Marek Szołtysek. Longin Musiolik widział kawał miasta tuż po zajęciu przez Armię Czerwoną, bo wybrał się gdzieś rowerem. – Ulice były puste, w witrynach sklepowych siedzieli rosyjscy żołnierze i popijali, na placu Wolności grało radio. Ale można było wreszcie mówić po polsku – wspomina Longin Musiolik.

Miasto ożyło w okolicach Wielkiego Piątku, bo ludzie zaczęli wracać, choć nie wszyscy. Dlaczego? Tłumaczy to choćby opowieść kobiety, z którą rozmawiał Marek Szołtysek, zbierając materiały do swojej książki. W 1945 roku miała kilka lat, jej rodzina jako jedna z pierwszych wróciła na Smolną. Gdy rodzice rozpakowywali bagaże, ona pobiegła na rynek. Stanęła przerażona martwą ciszą, widokiem porozrzucanych gazet, firanek powiewających w otwartych oknach, poniewierających się butów i wypalonego sklepu Sladkiego. – Podobno właściciel nim uciekł z Niemcami, wyrzucił na bruk buty lewe, a prawe podpalił ze sklepem, żeby to, co ocaleje, nikomu już się nie przydało! – opowiada Marek Szołtysek.

Skala zła

W książce napisał, że nie ma dowodów na to, aby rosyjscy żołnierze w Rybniku dopuszczali się gwałtów. Jak jednak zaznacza, książkę wydał w 1997 roku, gdy nikt nie mówił o tym otwarcie. Potem dowiedział się o bodaj dwóch takich przypadkach. Jeden dotyczył córki rodziny z ulicy Rudzkiej, która nie mogła wyjechać na czas walk, bo ojciec pracował w szpitalu, gdzie zresztą Rosjanie po wkroczeniu urządzili sobie warsztat naprawy czołgów. Do dramatu z dziewczyną doszło dlatego, że nie siedziała w piwnicy, jak kazał jej ojciec, tylko wybiegła na ulicę, gdzie dopadli ją żołnierze, aczkolwiek to nie jest żadne wytłumaczenie. I wątek gwałtów to jedyna sprawa, którą teraz opisałbym inaczej – zastrzega Marek Szołtysek.

Jak dodaje, od niektórych starszych rybniczan słyszał sporo dobrego np. o radzieckim lekarzu wojskowym, który nie odmawiał pomocy chorym. Inni pamiętają rosyjską polową kuchnię na terenie targowiska. – Ubojem zarekwirowanych zwierząt zajmował się żołnierz, który niejednemu dziecku dał kawał świeżego mięsa, zawiniętego w papier. Tego typu opowieści są o tyle ciekawe, że wszyscy wiemy, iż Rosjanie robili źle, choć to, co wydarzyło się w Rybniku, nie oddaje skali mordów, gwałtów i grabieży, do jakich doszło w Rudach czy Przyszowicach. Może dlatego, że przed wojną te miejscowości należały do III Rzeszy, aczkolwiek trudno doszukiwać się logiki w bandyckich zachowaniach – dodaje Marek Szołtysek.

Policzek od Polski

Longin Musiolik zwraca uwagę na jeszcze aspekt tego, co zaczęło dziać się w rodzącej się właśnie PRL. W pierwszą niedzielę kwietnia 1945 roku szedł z kolegami do kościoła, śpiewając "Wojenko, wojenko...". – W oknach kamienic otwarły się okna, mieszkańcy zaczęli wołać "Niech żyje polskie wojsko". Dodało nam to skrzydeł, zwłaszcza że postanowiliśmy zgłosić się do polskiej armii. Ja byłem żołnierzem do 5 sierpnia 1945 roku, a potem miałem iść do szkoły oficerskiej. Nie przyjęli mnie, jak dowiedzieli się, że jestem Ślązakiem, choć członkowie mojej rodziny w powstaniach ginęli za Polskę, a ja sam nie mogłem się jej doczekać. To był pierwszy policzek, jaki dostałem od Polski – wspomina Longin Musiolik.

 

48 procent – w takim w czasie wojny zniszczony został kościół pw. św. Antoniego w Rybniku, a Szkoła Powszechna nr 1 (dziś Gimnazjum im. Adama Mickiewicza) i 200 domów legło w gruzach. Tak wynika z danych, które dr Bogdan Kloch odnalazł w archiwum w Raciborzu

Konkurs na wspomnienia
Drodzy Czytelnicy! Na pewno wielu z was jeszcze pamięta rok 1945 w Rybniku, aczkolwiek takich osób ubywa, bo minęło już 68 lat. Dlatego też ogłaszamy konkurs na wspomnienia z tamtych czasów. Piszcie, a jeśli nie jesteście w stanie, poproście o pomoc dzieci czy wnuki, i przysyłajcie albo pocztą na adres redakcji (ul. Wyzwolenia 10, 44-200 Rybnik), albo e-mailem (redaktor@nowiny.rybnik.pl) w terminie do 31 maja tego roku. Prosimy jedynie o ograniczenie swoich relacji do trzech stron znormalizowanego maszynopisu, czyli 5400 znaków. Najciekawsze wspomnienia nagrodzimy, a wybrane opublikujemy i w wydaniu papierowym, i na naszym portalu internetowym.

7

Komentarze

  • Jan z Czerwionki Wyzwolenie 06 kwietnia 2013 22:00Nie wiem jak to wyglondało w Rybniku.Mieszkałem w Czerwionce,w 1945-tym miałem 4-ry lata i pamiętam jak ruscy żołnierze weszli to szukali germańcow.Ja po polsku nie umiałem ani slowa.Ruski pokazał mi czekoladę-powiedz dziękuję-nie powiedziałem,do dziś widzę tę okrągłą czekoladę w tekturowym pudełku.Z opowiadań wiem że to było wojsko już bardziej kulturalne a podobno bywało różnie
  • rybniczan wielka.przyjazn 03 kwietnia 2013 20:49co.pan.longin.w.wieku.19.lat.robiel.wrybniku.1945.r...................mial.dobre.zycie.....przeciez.byla...al.ak.partyzantka..mial...........gonic.szkopow.jak.inni.mlodzi.ludzie
  • Miałem wtedy 10 lat Wspomnienia. 24 marca 2013 14:04Gdy w stycziu, do marca 45 roku stacjonowały tu wojska niemieckie, tam gdzie mieli oni swoje kuchnie polowe to my jako dzieci byliśmy przepędzani gdyśmy się tylko do nich zbliżyli. Natomiast rosyjskie wojsko, choć miało o wiele skromniejsze wyżywienie to bardzo często nam dzieciom przygladającym się ich kuchniom polowem trochę jedzenia udzielono za co byliśmy Im wdzięczni. Zaś co do gwałtów, to pamietam że w naszej miejscowości doszło do czegoś takiego. Jednak gdy jeden z oficerów w stopniu majora o tym się dowiedział od naocznych świadków bez zastanawiania sie na miejscu zastrzelił tego gwałciciela i od tego momentu czegoś takiego nie było. Przecież z opowiadań tych co byli na frońcie wschodnim, niemieckie wojska czynily tam to samo, a może jeszcze gorzej. Gdyby Niemcy nie zspętali wojny, nie było by tego.
  • Lotar gwalty w rybniku 23 marca 2013 11:26Jako 9 cio letni synek slyszalem jak czerwonoarmisci pytali się skolko kilometrow do germancow,starszy sąsiad tlumaczyl,że w już w Racibożu Stalin pozwlil na wszystko,dlatego tak się spieszyli.
  • życzliwy tak bywało ? 23 marca 2013 07:57"Rusy to były karlusy jeden słazył drugi włazył" tak kiedyś śpiewała w autobusie pewna "kobita "
  • wnuczka MARZEC 45r 22 marca 2013 12:36Zgadzam sie tylko jeszcze dodam ze gwałcili .Pozdrawiam
  • wnuk rus vs niemiec? 20 marca 2013 15:25moja babcia znow mi mowila ze za niemca bylo lepiej jak zaraz po wyzwoleniu przez ruskich.niemcy utrzymywali lad i porzadek,nie bylo zlodziejstwa,lewusow itp... babcia tez mowila ze jak wkraczali ruscy to ci pierwsi,pierwsza linia tz.mieso armatnie,to byli to jacys chyba z dalekiego wschodu bo mieli skosne oczy jak mongoly,ci to byli najgorsi! jak by z buszu zwierzeta! mowila jak wparzyli do chalupy to wyrywali pozlacane kurki z kranu bo mysleli ze to zloto! do beczek z kapusty srali bo to smierdzialo i mysleli ze tak trzeba,pladrowali chalupe w poszukiwaniu bog wie czego? mowila ze strach w oczach! pozniej weszla ta druga linia ci ruscy to juz byli w miare normalni.ale o tych pierwszych to do dzis zle wspomina.chlali bez umiaru,szukali zaczepki.niemieccy zolnierze sie tak nie zachowywali jak wkraczali do rybnika.tyle w temacie.ale moze ktos mial inne przezycia? pozdrowienia dla starszego pokolenia z rybnika.

Dodaj komentarz