Stanisław Nowak okazał się dzieckiem wielu talentw / Adrian Karpeta
Stanisław Nowak okazał się dzieckiem wielu talentw / Adrian Karpeta

W tym roku przeszedł do kategorii zawodników w wieku od 80 do 85 lat, chociaż osiemdziesiątkę kończy dopiero w listopadzie. W marcu pojechał na halowe mistrzostwa Polski do Chorzowa i zdobył złoty medal. – Lekarze mówią, żebym dał sobie spokój. A ja przypinam aparat na rękę i na serce, biorę rakietę i gram – mówi Stanisław Nowak z Rybnika, jeden z najstarszych tenisistów w Polsce, który kiedyś był też bardzo dobrym... śpiewakiem! Sportową smykałkę odziedziczył po ojcu. Tadeusz Nowak był królem polskich kręglarzy, trzykrotnym mistrzem Polski. W 1936 roku znalazł się w składzie reprezentacji narodowej na olimpiadę w Berlinie. Wszystko było już gotowe do wyjazdu, pięcioosobowa drużyna skompletowana.

Ojciec, król kręglarzy
Niemcy stwierdzili jednak, że w ekipie jest dwóch Żydów i wyeliminowali polską drużynę. Stanisław miał wtedy cztery lata. Urodził się 29 listopada 1932 roku w Bydgoszczy. 1 września 1939 roku poszedłby do szkoły, gdyby nie wybuchła wojna. W efekcie musiał z rodzicami uciekać do piwnicy z powodu pierwszego nalotu hitlerowskich samolotów. – Całą okupację szczęśliwie przeżyłem, przez pięć lat chodziłem do niemieckiej szkoły – opowiada. Po wojnie ukończył liceum przemysłu maszynowego. Dostał nakaz pracy i skierowanie do wytwórni chemicznej koło Bydgoszczy. W 1952 roku jednak nastąpiła tam eksplozja, w efekcie przedsiębiorstwo zlikwidowano. Na bruku zostało około 15 tysięcy ludzi.
Pan Stanisław trafił do Zjednoczonych Zakładów Rowerowych. Niedługo potem zdecydował się na studia na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Po niespełna roku, z powodów ideologicznych, jak mówi, musiał opuścić uczelnię, ostatecznie wcielono go do armii. Miał jednak dużo szczęścia, ponieważ dostał przydział do jednostki w rodzinnym mieście. Tak trafił do Zespołu Pieśni i Tańca Pomorskiego Okręgu Wojskowego. – Wcześniej, w latach 1949-1952, uczyłem się w konserwatorium w klasie skrzypiec – mówi pan Stanisław. W zespole śpiewał i tańczył. Współpracował z nimi wybitny aktor Leon Niemczyk, który uczył ich dykcji. Z baletem pracował jeden z lepszych choreografów z Opery Poznańskiej.

Taniec z szablami
Kierownikiem i dyrygentem był wybitny artysta i kompozytor Bogusław Klimczuk. – Nasz zespół wyśpiewał „Taniec z szablami”. Do tej pory nie udało się to jeszcze żadnemu innemu chórowi! – wspomina Stanisław Nowak. Służbę wojskową zakończył w 1956 roku. Jego zespół zaśpiewał wtedy w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Tak się złożyło, że po tym koncercie do Moskwy wróciło wielu radzieckich generałów z Konstantym Rokossowskim na czele. Pan Stanisław z trzema kolegami wyjechał na Śląsk. Trafili do Chwałowic. Zaczęli pracować w kopalni i założyli zespół wokalny Ma-Ka-Wró-No, którego nazwa pochodziła od ich nazwisk (Mazurkiewicz, Kamiński, Wróbel, Nowak). W Rybniku szybko znaleźli akompaniatorów.
– Po dwóch latach dyrektor kopalni Chwałowice wybudował dom kultury, który istnieje do dziś! W 1958 roku na Barbórkę zorganizowano tam centralną akademię, na którą przybył sam Władysław Gomułka. Nasz zespół obsłużył artystycznie tę uroczystość – opowiada pan Stanisław. Potem grupa występowała w Telewizji Katowice, na ogólnopolskim konkursie zespołów estradowych, ich program zapowiadała Krystyna Loska, kochana przez wszystkich Polaków. Zajęli pierwsze miejsce! – Byliśmy znanym i popularnym zespołem. Równolegle pracowaliśmy w kopalni. Moja artystyczna przygoda trwała do czasu, aż zostałem sztygarem zmianowym. Potem nie miałem już czasu na występy – opowiada pan Stanisław.

Grywał z Bońkiem
W sumie pod ziemią przepracował 25 lat, m.in. w kopalniach Moszczenica, Borynia i ZMP w Żorach. W tej ostatniej uległ wypadkowi. Został porażony prądem o dużej mocy. – Wywieziono mnie na powierzchnię prawie nieżywego – wspomina. Został odesłany na rentę inwalidzką. Po długiej rehabilitacji zaczął pracować jako kierownik ośrodka tenisowego w Kamieniu. – Do Kamienia przyjeżdżała kadra piłkarska, byli u nas przed każdym meczem w Chorzowie. Na korty przychodził sam Zbigniew Boniek... – wspomina Stanisław Nowak. Ukończył dwuletni kurs trenerski tenisa ziemnego na katowickim AWF-ie. Zajął się szkoleniem, organizowaniem turniejów, sam też zresztą próbował swoich sił na korcie.
– Zacząłem jeździć do Sopotu na turnieje weteranów. W 1992 roku przywiozłem stamtąd pierwszy złoty medal. 40 lat wcześniej Alfred Buchalik z Niedobczyc wygrał tam mistrzostwo Polski seniorów! – opowiada pan Stanisław. I dodaje, że cieszył się tak, jakby wygrał na Wimbledonie. Od tego czasu zaczęła się jego złota passa. – Jeżdżę na pięć, sześć turniejów w roku. Poznań, Wrocław, Katowice, Bydgoszcz. Nie wracam bez medalu czy pucharu – mówi. Trzy lata temu miał wylew w oku, więc nauczył sobie radzić z jednym sprawnym okiem. Opanował też technikę gry, która polega na tym, że mało biega po korcie. Gra praktycznie na stojąco. Wciąż szkoli młodych adeptów tenisa, ojców i matki z dziećmi, rodziny lekarzy.

Drugi dom
Ze wzruszeniem wspomina rok 2009, kiedy odwiedził rodzinne miasto z okazji 77. urodzin. Koledzy z kortu przygotowali mu imprezę. Pojechał też na stadion Zawiszy, gdzie znajduje się Galeria Sportu Polskiego. Zaproponowano mu, by zostawił tam część swoich trofeów. Zostawił pięć najcenniejszych pucharów oraz pięć medali. W Rybniku czuje się równie dobrze jak w Bydgoszczy. Jest członkiem Klubu Olimpijczyka Sokolnia, działa w Uniwersytecie Trzeciego Wieku.

Komentarze

Dodaj komentarz