Makowicz: Śląsk, polska ziemia czarna

Właśnie ukazała się książka „Grać pierwszy fortepian. Rozmowy z Adamem Makowiczem”. Jakie miejsce w tym wydawnictwie zajmuje Rybnik?
W Rybniku spędziłem dzieciństwo. To bardzo istotne miejsce. I ważni dla mnie ludzie, przede wszystkim Czesław Gawlik. On miał dostęp do zachodnich płyt, dzięki temu miałem możliwość słuchania muzyki zza żelaznej kurtyny. Wiele zawdzięczam Cześkowi i jego żonie, która przyrządzała nam kawę z rumikiem, a myśmy w wielkim komforcie słuchali nagrań w jego domu! Czesiu był od nas starszy, kreował pewnego rodzaju styl, ubierał się w podobny sposób do Amerykanów. Wyróżniał się. Niektórzy myśleli, że jest takim niebieskim ptakiem. Czesiu miał pierwszy magnetofon, jaki wypuściły zakłady Kasprzaka. Nazywał się Melodia. Był ciężki, unieść go nie można było, chodził jak traktor, ale muzyka była cudowna!

Jazz był wtedy muzyką niemile widzianą przez władze.
To była połowa lat 50. Ta kurtyna była wtedy jeszcze bardzo ciasna i przenikało do nas bardzo mało wiadomości na temat muzyki, przede wszystkim jazzowej. Amerykański styl grania, bycia był w tamtym czasie niezbyt lubiany. Oficjalne granie jazzu było nawet karalne! Kilka lat później była to już tylko niechciana, niegroźna muzyka.

Wróćmy do Rybnika. Ile pan miał lat, kiedy trafił pan do tego miasta?
Przeprowadziliśmy się do Rybnika po wojnie, miałem wtedy sześć lat. Najpierw mieszkaliśmy w domu przy ulicy Strzeleckiej, pod lasem. Po czterech latach przenieśliśmy się na ulicę Rudzką, do pięciopokojowego, służbowego mieszkania Rybnickiego Zjednoczenia Węglowego. Dostał je mój ojciec. Był związany z górnictwem, najpierw pracował w zjednoczeniu, a później poszedł do kopalni, gdzie miał trudniejszą i bardziej odpowiedzialną funkcję. To niestety wpłynęło na jego zdrowie... A mieszkanie? Wyglądało bardzo przyzwoicie, mieliśmy salonik, w którym stał fortepian.

Tam poznawał pan muzykę?
Moja mama raz lub dwa razy w miesiącu urządzała wieczorne spotkania muzyczne. Przyrządzała sałatki, ojciec przygotowywał przepalankę, czyli alkohol gotowany z cukrem. Było bardzo wesoło. Mama chodziła wtedy do szkoły muzycznej, uczyła się śpiewu, zapraszała każdego, kto chciał pograć i oczywiście pośpiewać. Śpiewali melodie z popularnych oper, Pucciniego czy Verdiego. Bywał u nas m.in. Bernard Biegoń, a czy bywał też Górecki? Tego nie pamiętam, wiem tylko, że chodzili razem na zajęcia... To były bardzo przyjemne chwile. Rodzice zajmowali się gośćmi, nie zwracali na mnie uwagi, mogłem robić, co tylko chciałem!

Z Rybnika poszedł pan w świat. Dziś mieszka pan trochę w Polsce, trochę w Stanach Zjednoczonych.
Coraz częściej przyjeżdżam do Polski i w ogóle do Europy na trasy koncertowe. W zeszłym roku byłem w Rosji, na Ukrainie, na Białorusi, ale też w Kazachstanie, Brazylii, Indonezji, Argentynie. W Polsce bywam też każdej jesieni, przez dwa-trzy miesiące.

26 listopada zagra pan w Rybniku na festiwalu Silesian Jazz Meeting. Czego możemy się spodziewać?
Zagram kilka solowych utworów fortepianowych, ale przede wszystkim wystąpię z orkiestrą szkoły muzycznej. Poproszono mnie o zagranie kilku utworów. Wykonamy kilka kompozycji Chopina i moich własnych, zaaranżowanych na kwintet smyczkowy.

Na koniec chciałem zapytać o Śląsk. W ostatnim czasie modne są hasła autonomii tego regionu. Czy z perspektywy Stanów Zjednoczonych w ogóle widać taki problem, taki temat?
Utrzymanie własnej tożsamości regionu absolutnie nie kłóci się z istotą współżycia w kraju. Śląsk jest częścią Polski, sam nie przeżyje, on musi przynależeć do czegoś większego. Ślązacy walczyli przecież o polskość. Polska powinna dbać o nasze korzenie kulturowe, to samo dotyczy zresztą wszystkich regionów, bo każdy jest inny. Górale mają swój język, swoją muzykę, swoje oscypki, inna jest kultura kurpiowska, inna kaszubska. Nie ma jednorodności kulturowej, chociaż to jeden kraj. Musimy też sami dbać o zachowanie kultury regionalnej, być w Polsce, a jednocześnie zachować śląski charakter naszej ziemi czarnej, który nam wpoili nasi rodzice, dziadkowie.




Adam Makowicz...
...naprawdę nazywa się Adam Matyszkowicz. Urodził się w 1940 roku w Gnojniku (ówczesna Czechosłowacja). Chodził m.in. do rybnickiej szkoły muzycznej oraz liceum muzycznego w Krakowie. W 1956 roku porzucił szkołę i związał się z krakowskim klubem jazzowym Helicon. W 1962 roku razem z Tomaszem Stańką założył zespół Jazz Darings, który już rok później zajął pierwsze miejsce w Konkursie Jazzowym Polski Południowej. Makowicz grał m.in. w zespołach Andrzeja Kurylewicza, Zbigniewa Namysłowskiego, Michała Urbaniaka, Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Występował też z własnym trio. Zagrał z orkiestrą Duke'a Ellingtona. W 1977 roku wyjechał do USA. Wtedy zmienił nazwisko na Makowicz. Do wspólnego muzykowania zapraszali go najsławniejsi muzycy, m.in.: Benny Goodman, Herbie Hancock, Sarah Vaughan. Książkę „Grać pierwszy fortepian. Rozmowy z Adamem Makowiczem” w formie wywiadu rzeki napisał Marek Strasz. (adr)

1

Komentarze

  • Schlesier Polska ziemia czarna? 17 listopada 2011 17:17To jakiś żart? On jest niepoważny, sam nie mieszka na Śląsku a "d.pi taki fleki". Trzeba mieć odwagę, żeby coś takiego powiedzieć, nie znając Śląska. Górny Śląsk to przepiękna kraina składająca się nie tylko z kopalń, ale o tym pan fortepianista już nie bardzo ma pojęcie, więc gada co mu się przypomni

Dodaj komentarz