Joanna Kluzik-Rostkowska dopiero w czwartek przyjechała do Rybnika. Miała się spotkać z lokalnymi działaczami Platformy Obywatelskiej, dla których jej pierwsze miejsce na liście rybnickiej jest nie do przyjęcia. Do spotkania jednak podobno nie doszło. Kluzik-Rostkowska nie spotkała się w Rybniku ani z posłem Markiem Krząkałą, którego zepchnęła na drugie miejsce, ani ze ze starostą rybnickim Damianem Mrowcem, który nie chce jej na tutejszej liście. Wykorzystaliśmy wizytę posłanki i pokazaliśmy jej miasto, którego nie zna, a z którego będzie startować do Sejmu.
Burzowy rynek
Umawiamy się o godzinie 15 pod fontanną na rynku. Ale rozpętuje się burza, z nieba leje deszcz, walą pioruny. Maciej Wojciechowski (dziennikarz, niegdyś związany ze środowiskami prawicowymi), który przywiózł panią Joannę do Rybnika i umówił nas na spotkanie, dzwoni i prosi o przeczekanie ulewy. - Bo nie wzięliśmy parasolek – tłumaczy. A ponieważ i my ich nie mamy, ochoczo przystajemy na to, chroniąc się pod jednym z rynkowych parasoli. - Dziś rano, kiedy wyjeżdżałam z Warszawy, była burza. Potem, w drodze, było słonecznie. Przyjechałam do Rybnika i znów jest burza, ale i tak jest fajnie – mówiła nam pani Joanna kilkanaście minut później. - To jakiś zły znak? - podpytujemy. - Nie, to jest po prostu lato, taka jest pogoda – śmieje się „jedynka” Platformy Obywatelskiej w Rybniku.
Rynek jej się podoba. - To, co mnie tutaj zaskoczyło, to taki wakacyjny nastrój. W południe na rynku było bardzo dużo ludzi. Siedzieli w ogródkach, panował kurortowo-wakacyjny klimat. Przechodziłam obok takiej nowoczesnej fontanny, ale nie na rynku, tylko na takim placu (Wolności – przyp. red.). Tam stała taka mała dziewczynka. I zastanawiałam się, czy wpadnie do tej fontanny, czy nie. Na szczęście nie wpadła, chociaż była blisko. Już chciałam jej pomóc zejść, ale jakoś dała radę – opowiadała nam Kluzik-Rostkowska. Kilka osób rozpoznało panią Joannę. Mówili: „Dzień dobry pani poseł”.
Kawa w księgarni pana Jasia
Zapraszamy naszego gościa do księgarni na rynku, chcemy namówić ją do zakupu książki o Rybniku. Jan Grzonka, gospodarz księgarni, proponuje kawę. Rekomenduje też album fotograficzny o mieście autorstwa Zenona Kellera. Pani Joanna przegląda książkę i zatrzymuje się przy zdjęciach Elektrowni Rybnik. - Mieszkam w tej chwili w Warszawie. Jak każdy, tęsknię za rodzinnymi stronami. Moje serce bije mocniej, kiedy widzę kominy. Na szczęście w drodze do domu co dzień przejeżdżam obok Elektrociepłowni Żerań, więc widzę je. Jest coś magicznego w takich industrialnych miejscach, dlatego lubię porty, silniki, przekładnie, takie duże urządzenia... - opowiada pani Joanna. Proponujemy jej zwiedzenie zabytkowej kopalni Ignacy. - Wiem, słyszałam o niej. Może uda się ją zobaczyć – mówi.
Kluzik-Rostkowska decyduje się na zakup albumu. Pan Jasiu z księgarni nie chce pieniędzy, mówi, że to prezent. Pani poseł prosi więc o dedykację w książce.
Galerie handlowe – nie wchodzimy
Przechodzimy obok Focusa. Nie wchodzimy jednak do środka. - Nie lubię robić zakupów. Decyzje podejmuję bardzo szybko. Jeśli potrzebuję czegoś, to po prostu idę do sklepu, przymierzam i jak pasuje, to kupuję. Bardzo lubię obuwie jednej z polskich firm, ale nie mogę zachwalać. Zakupy ubrań traktuję na równi z zakupem masła, cukru, ziemniaków. Szkoda mi czasu na jakiś shopping. Wolę poczytać książkę, pójść na spacer – zdradza Joanna Kluzik-Rostkowska. Kiedy już wybiera się na zakupy, to odwiedza jedną galerię, kupuje kilka potrzebnych rzeczy.
Wyjazd na familoki
Zapraszamy panią Joannę do naszego samochodu i jedziemy na Paruszowiec, żeby pokazać jej rybnickie familoki. - Mam do familoków duży sentyment. Moja mama pracowała w szkole w Katowicach-Szopienicach, właśnie w takiej dzielnicy familoków. Miałam tam swoich opiekunów, taką przyszywaną babcię i dziadka. Dziadek całe życie był górnikiem, babcia żoną górnika. Mieszkali w tym samym familoku, w którym mieszkała też ich mama. Ten budynek miał ze 150 lat! Moje dzieciństwo dzieliło się na familok, w którym czekałam aż mama skończy pracę i na centrum Katowic – wspominała Kluzik-Rostkowska.
W familoku życie toczyło się w innym rytmie. - Nikt nie miał samochodu, za to wszyscy mieli psy. Wychodziło się w pole, szyło ubranka dla lalek. Tam mówiło się wyłącznie po śląsku. Gdybym tam zaczęła mówić po polsku, brzmiałoby to dziwacznie. Nikt by nie rozumiał po co tak mówię – opowiadała pani Joanna.
W rybnickim familoku życie też płynie inaczej. Widać, że ludzie są w domach. Odsłaniają firanki, wychylają się przez okna. Wizyta, choć bardzo krótka, polityka z pierwszych stron gazet, to tutaj nowość.
Wracamy do centrum. Joanna Kluzik-Rostkowska ma jeszcze wywiad w miejscowej telewizji. Późnym popołudniem wracała już do Warszawy.
Chcę poznać starostę!
Jeszcze nie spotkała się pani z lokalną PO, która nie chce o pani słyszeć?
Nie, to moja pierwsza wizyta w Rybniku przed kampanią. Będę stawiała na ludzi, z którymi chcę współpracować. Tę grupę zorganizuję sobie sama. Znam się z posłem Markiem Krząkałą, mam nadzieję, że ta znajomość przekształci się we współpracę.
Czy w tej grupie znajdzie się starosta, który bardzo ostro wypowiada się o pani starcie z listy rybnickiej?
Tak, starosta to barwna postać. Bardzo chciałabym się z nim zobaczyć. Mam nadzieję, że uda mi się z nim spotkać. Panie starosto, jestem w Rybniku.
A mieszkańcy? Będzie ich pani przekonywała do siebie?
Oczywiście, będę tu przyjeżdżała i spotykała się z wyborcami.
Co pani może dać rybniczanom?
Nie będę udawała, że nie jestem rybniczanką. Jestem katowiczanką, Ślązaczką. Znam i rozumiem ten region. Mam kontakt z ludźmi z różnych stron Polski, chociażby w parlamencie. Wiem, że zrozumienie Śląska w innych częściach kraju jest bardzo małe. Takiej edukacji nigdy dosyć. To bardzo ważne, żeby pokazywać, przybliżać ten region innym częściom Polski. Zwłaszcza kiedy Kaczyński mówi o zakamuflowanej opcji niemieckiej. To mnie oburza.
A jakieś konkrety?
Mam duże doświadczenie, byłam dziennikarką, ministrem pracy, jestem autorką kilku ustaw. Ja to widzę tak: posłowie z Rybnika, z tego regionu mają informacje na temat problemów, a ja wiem, jak je rozwiązywać.
Zdjęcia: Dominik Gajda
Komentarze