Monika Brząszcz nie zgłosiła remontu mieszkania, więc trafiła do prokuratury i przed oblicze Temidy!
Rok temu Monika Brząszcz kupiła mieszkanie na parterze w budynku czterorodzinnym. W styczniu zaczęła remont. Pewnego dnia do drzwi zapukał inspektor budowlany. – Okazało się, że prace są nielegalne, bo miałam je zgłosić. Inspektor uznał remont za samowolę budowlaną i zawiadomił prokuraturę – opowiada żorzanka. Nic to, że kobieta jest współwłaścicielką działki, na której stoi dom, ma odrębne wejście, a prace nie dotyczyły żadnych części wspólnych. Policja zabezpieczyła jej mienie w wysokości 500 zł. Usłyszała też zarzuty, że bez zgłoszenia wykonała montaż sufitów podwieszanych, przeróbkę instalacji wodno-kanalizacyjnej, skucie płytek ściennych i podłogowych, zabudowę ściany z płyt gipsowo-kartonowych oraz wymieniła okna i drzwi.
Stanęła przed obliczem Temidy i poddała się karze. Sąd warunkowo umorzył postępowanie i wyznaczył jej rok próby. Gdyby w tym czasie weszła w konflikt z prawem, mogłaby trafić do więzienia. Musiała też wpłacić 600 zł na rzecz hospicjum i pokryć koszty sądowe. Nadzór budowlany wstrzymał prace i kazał jej zlecić ekspertyzę techniczną budynku. Opracowanie kosztowało 1000 zł, a wynika z niego, że prace nie naruszyły konstrukcji. O remoncie donieśli sąsiedzi. – Musiałem powiadomić prokuraturę, bo zgłoszenia wymaga każdy remont, jak np. wymiana kafelek, montaż paneli czy sufitu podwieszanego. Zgłoszenia nie wymaga jedynie bieżąca konserwacja, np. malowanie czy tapetowanie ścian – tłumaczy Andrzej Brocki, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Żorach.
Jak dodaje, przepisy są bardzo rygorystyczne, a jeśli np. ktoś chce pomalować sobie ścianę zewnętrzną domu, który stoi w strefie objętej pieczą służby ochrony zabytków, to musi mieć uzgodnienia z konserwatorem! Obowiązek zgłaszania remontów bywa jednak lekceważony, wiele osób nie ma nawet pojęcia o jego istnieniu. Jak więc dopełnić formalności? Sprawa jest w kompetencji powiatów, należy więc udać się albo do starostwa, albo (w przypadku miast grodzkich) magistratu. Jak wyjaśnia Katarzyna Opoka-Rynkiewcz, szefowa magistrackiego wydziału urbanistyki i architektury, zgłoszenia remontu dokonuje się na druku do pozwolenia na budowę. Należy wpisać rodzaj prac, zakres, sposób przeprowadzenia i termin rozpoczęcia, ale nie tylko.
– Trzeba też dołączyć oświadczenie o prawie dysponowania nieruchomością wraz z numerem działki, bo często, jak np. w przypadku tej pani, to kluczowa sprawa, jako że tam jest jeszcze trzech współwłaścicieli, którzy muszą wyrazić zgodę na roboty. Trzeba też dołączyć ewentualne pozwolenia czy uzgodnienia i orientacyjną mapkę, choć jeśli mamy numer działki, to często sami sprawdzimy w komputerze, jak wygląda dana nieruchomość. Potem trzeba odczekać 30 dni. Jeśli nie będzie sprzeciwu, można przystępować do pracy, traktując to jako tzw. milczącą zgodę. My jednak staramy się wysyłać informację do nadzoru budowlanego, żeby nikt nie miał wątpliwości – tłumaczy Katarzyna Opoka-Rynkiewicz. Jak dodaje, 95 procent zgłoszeń zawiera błędy, ale ludzie raczej nie proszą o pomoc w wypełnieniu druku.
– Potem musimy ich wzywać, żeby dokonać korekty. Prawo jest rygorystyczne, ale trzeba go przestrzegać – dodaje pani naczelnik. Okazuje się jednak, że do prokuratury trafiają pojedyncze sprawy. – Nie chodzimy przecież po domach, by sprawdzać, czy ktoś coś robi nielegalnie. Sprawa pani Brząszcz była jedyną od lat – zaznacza Andrzej Brocki. – Mieliśmy takie sprawy, ale nie prowadzimy rejestru – mówi Joanna Wieczorek-Zarzecka, zastępca powiatowego inspektora budowlanego dla miasta Rybnika. Jedno warto zapamiętać: kto nie zgłasza remontu, a ma konflikt sąsiedzki, ten powinien liczyć się z wizytą inspektora budowlanego.
Komentarze