Kto by tam pościł?

Kiedy czytam, jak dawniej ludzie obchodzili święta Zmartwychwstania Pańskiego, to przychodzi mi na myśl jedno pytanie: kiedy oni mieli na to wszystko czas? Najpierw szli w pole na wiosenny rekonesans. Wybierali czternaście gałązek do wielkanocnej palmy. Wkładali je do wody. Potem zaczynali gruntowne porządki. Wynosili wszystko z domu, bielili ściany od wewnątrz i na zewnątrz, wymieniali owsianą słomę w materacach, sprzątali wszystkie kąty. Tuż przed Wielkanocą w całym domu pachniało kołoczem, babką, wędzonym boczkiem i kiełbasą. Na stole nie mogło zabraknąć własnoręcznie ozdobionych kraszanek.
Ludzie mieli czas, żeby wcześnie rano pobiec do strumienia, aby obmyć wodą twarz i nogi, a w chwili zawiązywania i rozwiązywania dzwonów mocno się oprzeć o framugę drzwi, co miało zapobiec chorobom kręgosłupa. Mieli czas, żeby dzieciom ukryć w ogrodzie Zajączka, czyli mały, słodki upominek. Mieli siłę i czas, żeby pościć. W Wielki Piątek odkładali prace w polu, bo Pan Jezus leżał w grobie. W niedzielę wielkanocną ucinali dolną część palmy, robili krzyżyki, zabierali wodę święconą i wyruszali w pole. Wtykali krzyżyki do ziemi, błogosławiąc w ten sposób swoją żywicielkę. Kawałki palmy rozkładali także po całym domu, żeby ochronić go przed złem. Niektórzy dla zdrowia zjadali poświęconą kulkę bazi. Dziś już tylko domy kultury czy szkoły starają się przypominać stare zwyczaje, ale ten dawny, magiczny świat ożywa tylko na chwilę, a Wielkanoc coraz bardziej przypomina zwykłą niedzielę.
Dlaczego nie odczuwamy już tego wzruszenia, jaką odczuwali nasi dziadkowie? Dlaczego w naszych sercach nie ma już tej wiary, tej siły, tej radości? Wmawiamy sobie, że świat poszedł do przodu, że życie jest ciężkie. Jednak to, że mamy w domu najnowszej generacji komputery i telewizory wcale nie oznacza że jesteśmy mądrzejsi od naszych przodków.

Komentarze

Dodaj komentarz