To była ciężka kampania wyborcza?
Na pewno była bardziej profesjonalna, ale trudna, bo kontrkandydaci nie przebierali w środkach. Uznałem, że sprawy miasta są najważniejsze, więc starałem się pogodzić z tą sytuacją. Nie było to łatwe, bo część zarzutów godziła również w moją rodzinę.
Jest pan zadowolony z wyniku?
Tak, choć martwi mnie niska frekwencja. Nasze społeczeństwo obywatelskie nie jest jeszcze w pełni ukształtowane. A przecież dla ludzi wybór wójta, burmistrza czy prezydenta powinien być bardzo ważny. To duże wyzwanie dla nas, samorządowców, by do współrządzenia wciągnąć jak najwięcej mieszkańców. Nie jestem geniuszem, który potrafi rozwiązać wszystkie problemy. Im będzie nas więcej, tym lepiej. Zależy nam na młodzieży. Radni z mojego komitetu to ludzie drugiej młodości. Zrobię wszystko, by odmłodzić szeregi BSR.
Zmieni pan swoich zastępców? Jaka to będzie kadencja?
Nie zmienię zastępców, a w tej kadencji będziemy kontynuowali zaczęte przedsięwzięcia. To głównie zadania drogowe, ale nie tylko. Skorzystamy z różnych form ich finansowania, m.in. z partnerstwa publiczno-prywatnego, by jeszcze bardziej podniosła się jakość życia mieszkańców. Słuchając kontrkandydatów, miałem nieraz wrażenie, że Rybnik to miasto po wybuchu nuklearnym. Na szczęście starczyło otworzyć okno, żeby się przekonać, że to nieprawda.
Komentarze