Półki sklepowe uginają się od proszków, płynów i szamponów, tymczasem przybywa u nas sklepów, które oferują niemieckie środki czystości.
Bez problemu można kupić produkty przywiezione prosto z Niemiec. Są to niejednokrotnie proszki czy płyny tych samych marek, które są dostępne także u nas. Po co więc przywozić je z Niemiec? Jaka jest różnica? – Ogromna. Przede wszystkim jakość niemieckich produktów jest znacznie wyższa – mówi Damian Fojcik ze sklepu Lilia, oferującego niemiecką chemię w Rydułtowach.
Na półkach są pasty, kremy, mydła, kostki zapachowe, szampony, no i przede wszystkim proszki do prania. – Przekonałam się już po pierwszym praniu, że te wyprodukowane w Niemczech są znacznie lepsze od naszych, lepiej piorą. Od tego czasu kupuję tylko niemieckie. Niby ta sama nazwa, ale jakby dwa różne produkty – uważa jedna z mieszkanek Rydułtów. Oprócz niemieckiej chemii wzięcie mają także niemieckie kawy, czekolady, ciastka oraz inne produkty spożywcze.
Co na to koncerny takie jak Henkel czy Procter&Gamble w Polsce? Twierdzą, że różnicy żadnej nie ma, a produkty są te same, różnią się jedynie napisami na opakowaniach. Aleksandra Pac z firmy Henkel zapewnia, że proszki, czy to niemieckie, polskie czy chorwackie, powstają według tej samej technologii, a dokładne informacje dotyczące dozowania środka piorącego, które jest kluczowe dla skuteczności prania, dostępne są na każdym opakowaniu. – Nie możemy się wypowiadać na temat skali nowych sklepów z niemiecką chemią, liczby jej nabywców ani ich polityki cenowej, gdyż to zjawisko do tej pory nie było nam znane. Na podstawie rzetelnych badań rynkowych mamy podstawy, by uważać, że klienci są zadowoleni z naszych proszków i płynów – przekonuje Aleksandra Pac.
Podobną ocenę przekazała nam z Agnieszka Kępińska z firmy Kraft Foods Polska. – Kawy sprzedawane na rynku polskim i niemieckim są wyrobami z tego samego zakładu produkcyjnego i spełniają te same wysokie standardy jakościowe – wyjaśnia.
Po co więc przywozić niemieckie produkty? Przedstawiciel internetowej firmy z Wrocławia, która importuje niemiecką chemię, nie ma najmniejszej wątpliwości, że gdyby to nie miało sensu, to nikt by nie sprowadzał środków czystości czy innych produktów z Niemiec. – Najlepszą opinię wydają klienci, a ci jak raz spróbują niemieckiego proszku, to już nie chcą wracać do polskiego. Różnica zaś tkwi przede wszystkim w ilości środków piorących. U nas dopuszcza się mniejsze dawki, stąd przykładowo na 20 prań w Niemczech starcza 1,2 kg proszku, a w Polsce potrzeba 2 kg – uważa nasz rozmówca ze sklepu internetowego.
Opinię tę potwierdza wykonany jakiś czas temu międzynarodowy test z udziałem czasopism i organizacji konsumenckich z 12 państw europejskich. Uczestniczyła w nim również Fundacja PRO-TEST Świata Konsumenta, o czym można przeczytać w internecie. Badaniom poddano 98 proszków i płynów do prania z różnych krajów. Proszki dostępne w Polsce niestety wypadły gorzej od innych. Test był współfinansowany przez Komisję Europejską.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie widzi nic złego w tym, że mnożą się u nas sklepy z niemiecką chemią czy też innymi produktami. – To dobrze, że klient ma możliwość kupienia tego w Polsce. Decyzja i wybór należą do konsumenta – mówi Agnieszka Majchrzak z biura prasowego UOKiK w Warszawie.
Tymczasem wielu klientów uważa, że proszek tej samej marki powinien być taki sam, niezależnie od miejsca produkcji. – Jak kupuję proszek tej samej firmy w Polsce czy w Niemczech, to chcę, żeby w pudełku była zawartość tej samej jakości. A tak nie jest! – kwituje Maria Szypuła z Rybnika.
Komentarze