Zmora klimatyzacji
Z nieba wreszcie leje się żar, jak na prawdziwe lato przystało, ale lepiej nie ruszać się z domu bez swetra, a co wrażliwsi powinni zabierać ze sobą ciepłe kurtki! Powód? Klimatyzacja, z powodu której aż strach wchodzić do wielu sklepów, urzędów, a nawet placówek ochrony zdrowia, bo panuje tam przeraźliwy ziąb!
W sobotę tak zmarzłam w izbie przyjęć w szpitalu, gdzie miałam coś do załatwienia, że dostałam kataru. Gdybym musiała wejść do gabinetu lekarskiego (to stamtąd ciągnęło chłodem, choć trafiają tam chore osoby), pewno złapałabym zapalenie płuc. Cóż, każdego lata lawinowo przybywa placówek, na drzwiach których pojawiają się tabliczki z informacją: pomieszczenie klimatyzowane, choć trudno dziwić się temu, że ludzie chcą korzystać ze zdobyczy cywilizacji. Rzecz w tym, że za owymi drzwiami jest z reguły 16 stopni Celsjusza, na dworze dwa razy więcej, a przy takiej różnicy temperatur to można doznać szoku termicznego, którego skutki bywają równie groźne jak przegrzanie organizmu! I pomyśleć, że niegdyś nie było klimatyzacji, a ludzkość radziła sobie z upałami, i to całkiem nieźle.
W antycznym Rzymie np. obniżano temperaturę w budynkach za pomocą rur z zimną wodą, montowanych w ścianach. W drugim stuleciu w Chinach skonstruowano obrotowy wentylator z siedmioma kołami napędzanymi ręcznie, a od średniowiecza cały muzułmański świat wykorzystywał cysterny na wody opadowe i wieże wiatrowe. Niestety, w 1902 roku pewien Amerykanin z Buffalo wynalazł klimatyzator elektryczny, a teraz moda na takie urządzenia dociera nawet do wsi. Specjaliści biją na alarm, że różnica temperatur nie powinna przekraczać 7 stopni, ale kto by się tam tym przejmował. Pewnie już prędzej doczekamy się systemów klimatyzowania... ulic, tylko jak zniesie to nasza planeta, skoro sztuczne chłodzenie żre prąd jak smok i pogłębia efekt cieplarniany?

Komentarze

Dodaj komentarz