Sama chemia
Ponoć szczury karmione rafinowanym jedzeniem zdychają już po miesiącu. Jak więc człowiek, który odżywia się produktami z konserwantami, ma być zdrowy?
Eksperci różnej maści radzą na każdym kroku, żebyśmy się odżywiali regularnie i zdrowo. Podsuwają gotowe pomysły, co jeść, żeby świetnie się czuć i nie kopać sobie łyżką grobu. Zastanawia mnie jedno: skoro wszyscy nawołują, żeby kupować i jeść zdrową żywność, to po co i dla kogo produkuje się całe tony tej złej, skażonej chemicznie i napromieniowanej? Pamiętam, jaką sensację wywołała pięć lat temu informacja, że sztuczna wanilia, czyli wanilina, to tak naprawdę piperonal – trutka na wszy!
Szukając wolnego od chemii pożywienia, przyjrzałam się ostatnio uważniej produktom na półkach. Kiedyś człowiek miał w jedzeniu dwóch największych wrogów. Była to pleśń i jad kiełbasiany. Teraz wrogów jest cała armia. Są to polepszacze smaku, sztuczne barwniki i zapachy, antyzbrylowacze, antypleśniacze. Lista dopuszczalnych w handlu trucizn jest nieskończenie długa. Chemia jest wszędzie. W chlebie, dżemach, jogurtach, napojach, sałatkach, słodyczach czy serach. Zjadana sieje spustoszenie w organizmie. Pewna lekarka powiedziała coś, co utkwiło mi w pamięci: z pewnością żaden rodzic nie podałby swojemu dziecku trucizny, a jednak prawie każdy kupuje kolorowe produkty nafaszerowane zabójczą chemią.
Ze sklepu wyszłam niemal z pustym koszykiem i z przekonaniem, że trzeba mieć naprawdę końskie zdrowie, żeby jeść to, co nam obecnie oferują producenci i... nie chorować. Zaraz też zadzwoniłam do wodzisławskiego spółdzielcy, który kiedyś piętnował chemiczne trucizny w jedzeniu i miał na ten temat sporą wiedzę. Miałam nadzieję, że zostawi mi chociaż cień nadziei, że z obecnie produkowanym jedzeniem nie jest aż tak źle. Niestety, z rezygnacją w głosie odpowiedział: – Teraz to jest właściwie sama chemia. W tym kontekście hasło zdrowego odżywiania zabrzmiało jak ponury żart.

Komentarze

Dodaj komentarz