Karuzela z patronami
Na krótko przed uroczystością nadania imienia wójt Świerklan zakwestionował kwalifikacje Juliana Tuwima do patronowania miejscowemu przedszkolu. Cała ta sytuacja moim zdaniem to skutek spuścizny po czasach PRL-u. Względnie normalną koleją rzeczy patronem szkoły czy ulicy powinna przecież zostawać wybitna persona, która zasłużyła na pamięć, wdzięczność i szacunek rodaków. Władza ludowa odwróciła jednak kota ogonem, i to nie tylko w tej sprawie, bo doprowadziła do honorowania jedynie piewców socjalistycznego ładu. Gdy ów ład dokonał żywota, większość z nich bardzo szybko zrzucono z piedestałów.
Tak czy siak instytucja patrona to bardzo ciekawe zjawisko. Kwestia zasadnicza to odpowiedź na pytanie, na co patron ma przydać się szkole czy przedszkolu. Czy sprawa nie wynika jedynie z przekonania, że nazwa placówki rozbudowana o jego imię i nazwisko brzmi znacznie poważniej i dostojniej? Pojawia się też pytanie, jakie warunki musi spełniać patron. Czy wystarczy to, że np. pisał genialną poezję, czy konieczne są jeszcze piękny życiorys, udokumentowana nieskazitelna postawa etyczno-moralna i naturalna orientacja seksualna? To sprawa trudna, bo historia literatury uczy, że niektórzy poeci i pisarze bardziej praktykowali patriotyzm w twórczości niż w życiu. Co więc zrobić w przypadku kandydata na patrona szkoły lub przedszkola, który co innego pisał, a co innego robił, w dodatku miał trzy kochanki, a w wieku siedmiu lat strzelał z procy do gołębi bądź grał w bierki na pieniądze?
Sam chodziłem do przedszkola, które miało jedynie numer i wcale nie czuję, że z tego powodu coś mnie w życiu ominęło. Dziś moje przedszkole ma imię Kubusia Puchatka! I to jest jakieś rozwiązanie, bo takiemu patronowi nikt nie zarzuci niejasnej przeszłości czy złego prowadzenia się. Chyba że politycy dojdą do przekonania, że np. Żwirek i Muchomorek to geje.

Komentarze

Dodaj komentarz