Wały nas nie obronią
Gdy latem 1997 roku opadła wielka woda, która spustoszyła blisko pół Polski i zabiła ponad 50 osób, rządzący zapowiedzieli, że trzeba zrobić wszystko, aby już nigdy więcej nie doszło do podobnego kataklizmu. Teraz, kiedy nasz kraj zmaga się z jeszcze większą falą, widzimy, ile były warte te deklaracje.
Ci, którzy utracili dobytek, często płaczą, że nikt nie podwyższył lub nie wybudował wałów, że nikt nie ostrzegł, choć różnie bywało. Np. prezydent Raciborza zarządził ewakuację dziewięciu tysięcy mieszkańców zagrożonych dzielnic, ale z możliwości skorzystało raptem 18 osób! Reszta czekała, co będzie dalej, nie chcąc opuszczać swoich domów. Dzięki Bogu Odra zmieściła się w korycie. Gdyby wylała, ludzi znowu trzeba by ściągać z dachów! Jak widać, rodacy mają bardzo krótką pamięć. Odzyskują ją dopiero w kryzysowych sytuacjach. Z kolei przedstawiciele elit politycznych wizytują zalane tereny i obiecują m.in. specustawy, które ułatwią realizację inwestycji hydrotechnicznych, ale wcale nie budzi to ogólnego entuzjazmu. Na marszałka Bronisława Komorowskiego posypały się nawet gromy za to, że w czasie powodzi i kampanii wyborczej zainteresował się ślimaczącą się budową zbiornika Racibórz Dolny.
Te specustawy jednak są chyba potrzebne, bo rozmiar obecnej klęski już jest niewyobrażalny, tymczasem społeczny warunek budowy np. Raciborza Dolnego mówi o odtworzeniu jednej wioski w innym miejscu, państwo nie kwapi się do wykupu gruntów w czaszy zbiornika, a ludzie wciąż toczą batalię o cenę ziemi, którą muszą oddać, bo przecież nie oddadzą jej za bezcen. Nie ma wątpliwości, że w takich warunkach to nie powstanie żaden zbiornik retencyjny. Z konieczności nadal więc będziemy umacniali wały, choć już wiadomo, że one nas nie ochronią, napędzając koniunkturę producentom worków czy kopalniom piasku i licząc straty.

Komentarze

Dodaj komentarz