Tanie państwo
Wciąż nie wiemy, jakie były przyczyny katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem. Naturalną koleją rzeczy pojawia się w tej sytuacji coraz więcej domysłów, spekulacji i teorii spiskowych. Coraz częściej pada też pytanie, czy w ogóle poznamy powody. Sytuacja jest jednak mocno niezręczna – piloci i pasażerowie zginęli, więc przypisanie winy komukolwiek z nich zawsze będzie budziło kontrowersje. Specjaliści od lotnictwa przekonują, że większość takich tragicznych wypadków to efekt splotu kilku niesprzyjających okoliczności. Niewykluczone, że tak było i tym razem.
Moja wiedza o lotnictwie kończy się na robieniu jaskółek z kartek, wyrwanych z zeszytu, ale jestem przekonany, że jednym z elementów całej tej tragicznej układanki był sam samolot. To wstyd, że głowa naszego państwa, nie wspominając o pozostałych pasażerach, leciała ponaddwudziestoletnim radzieckim samolotem, wyprodukowanym jeszcze w czasach Układu Warszawskiego. Był to jeden z czternastu Tu-154M, które LOT nabył w 1986 roku, a trzy lata później zaczął wycofywać je z rejsowych lotów. Ciekaw jestem, czy znalazłby się w Polsce choć jeden wojewoda, który jeździ 10-letnim samochodem służbowym? Fachowcy przekonują, że tupolew był po kapitalnym remoncie, że miał znakomite wyposażenie itd. Pewnie tak było, ale konstrukcja maszyny i jej parametry się nie zmieniły.
Rzecz w tym, że choćbyśmy wyposażyli dwudziestoletniego wartburga po kapitalce w np. nawigację GPS, i tak pozostanie on dwudziestoletnim wartburgiem. Nowe modele samolotów nie pojawiają się tak często jak nowe modele samochodów, ale postęp w lotnictwie też ma miejsce i 20 lat w tej branży to cała epoka. Kolejne rządy bały się kupić nowe samoloty w obawie przed nagonką mediów i wzburzeniem opinii publicznej. Hasło tanie państwo może ładnie brzmi, ale efekty takiej polityki często dużo nas kosztują.

Komentarze

Dodaj komentarz