Władza demoralizuje
Jak ktoś odejdzie z tego świata, to na tym świecie już nic nie zwojuje. Niekiedy jednak to tylko teoria, czego dowodzi sytuacja w lyseckim samorządzie. Jego wiceprzewodniczący zmarł w styczniu, ale formalnie nadal piastuje swoją funkcję, gdyż rada gminy nie zgodziła się na wygaszenie jego mandatu. Uchwałę zablokowali koledzy z tego samego ugrupowania, którzy mają większość, więc rządzą gminą. Pytanie, po co im nieboszczyk w szeregach.
Wygląda na to, że tu chodziło o odwleczenie w czasie decyzji na tyle, by do kolejnych wyborów samorządowych zostało mniej niż dziewięć miesięcy. Wtedy bowiem będzie już za późno na wybory uzupełniające, więc mandat po zmarłym przypadnie kolejnej osobie z tej samej listy, a rządzące ugrupowanie zachowa władzę. Proste, ale i prymitywne, bo jak to się ma do obowiązków radnego, którego zadaniem jest utrzymywanie stałej więzi z mieszkańcami, reprezentowanie ich interesów oraz uczestniczenie w pracach rady gminy dla dobra lokalnej społeczności? Mówi o tym tekst roty ślubowania, które składają wszyscy radni przed przystąpieniem do wykonywania mandatu, ale najwyraźniej dla niektórych to tylko puste hasła.
Jakby tego było mało, ci sami radni swoim postępowaniem postawili zmarłego w jednym szeregu z kolegą skazanym prawomocnie za jazdę po pijanemu, z podobnych powodów blokując wygaszenie i jego mandatu, bo mają na to trzy miesiące. Jeśli nie zmieszczą się w terminie, to i tak włos im z głowy nie spadnie. Wojewoda, który sprawuje nadzór nad samorządami, może ich co najwyżej wezwać do czegoś lub upomnieć. I tak na fali tej bezkarności przybywa gmin, także w naszym regionie, w których mandaty sprawują nie tylko osoby o nieposzlakowanej opinii. Teraz okazuje się, że można wykorzystać nawet martwą duszę. I niech mi ktoś powie, że władza nie demoralizuje.

Komentarze

Dodaj komentarz