Szanse medalowe
Wkrótce zimowe igrzyska w Vancouver. Jeszcze jesteśmy przy nadziei, że niejeden z 47 naszych olimpijczyków może w Kanadzie sięgnąć po medal. Nadzieje kibiców zwykle niewiele mają wspólnego z realiami, dlatego liczba tzw. szans medalowych jest większa od liczby zdobytych medali. Patrząc na to, co dzieje się, a raczej nie dzieje się w naszych szkołach, trudno mieć nadzieję na rychłą poprawę sytuacji. W Polsce od kilku tygodni uprawiamy z konieczności wielobój zimowy: odśnieżanie, jazdę figurową na oblodzonym chodniku czy chód przez zaspy. A jak wykorzystują śnieżną zimę uczniowie?
Ano nijak. W latach 70. czy 80. w szkołach były jeszcze narty biegowe, rzadziej zjazdowe, ale dziś nie ma o tym mowy. W województwie mamy kilkadziesiąt wyciągów narciarskich, ale co z tego? Jeszcze dwa lata temu gimnazjaliści i uczniowie szkół średnich rywalizowali na beskidzkich stokach w jednodniowych mistrzostwach Rybnika w narciarstwie alpejskim. Dziś nikt już o nich nie pamięta. W polskim szkolnictwie zapomniano, że sport to zdrowie. Program wciąż jest przeładowany i dzieci uczą się wielu rzeczy, które nigdy do niczego im się nie przydadzą. Zbyteczna wiedza szybko wietrzeje, a to, co młody człowiek wypoci, biegając na nartach czy za piłką, wzmacnia jego organizm, ale kto teraz o tym myśli?
Zmieniło się jeszcze coś. Gdy kiedyś na szkolnym lodowisku dzieciak złamał rękę, rodzice mówili: trudno i jechali z nim na urazówkę. Dziś pewnie zaraz po założeniu gipsu zjawiliby się u dyrektora z dwoma adwokatami i trzema ekipami telewizyjnymi, by dochodzić odszkodowania i ukarać winnych. Trudno się dziwić, że w takiej sytuacji nauczyciele wf-u poprzestają na tym, co konieczne i bezpieczne. Gdy w czasie olimpijskich transmisji będziemy tracili nerwy przed telewizorami, warto pamiętać, że szanse medalowe zaczynają się już w podstawówce.

Komentarze

Dodaj komentarz