Janusz Sporek śledzi to, co dzieje się w Polsce. Cieszy się z sukcesów Przygody, słyszał o Chanelle Bednarczyk, utalentowanej, młodej skrzypaczce / Dominik Gajda
Janusz Sporek śledzi to, co dzieje się w Polsce. Cieszy się z sukcesów Przygody, słyszał o Chanelle Bednarczyk, utalentowanej, młodej skrzypaczce / Dominik Gajda
Przed wyjazdem do Nowego Jorku Sporek 18 lat spędził w Rybniku. Niedawno obchodził podwójny jubileusz – 20-lecie działalności artystycznej i promocyjnej w USA. To całe jego życie. Czasem musi do tego dokładać. Ima się różnych zajęć, jeździł ciężarówkami, pokrył złotem rosyjską cerkiew, do dziś prowadzi szkołę muzyczną.

Górnicy podbijają świat
Pochodzi z Rajczy na Żywiecczyźnie, a do Rybnika przeprowadził się za żoną. Ze sztuką związany jest od dziecka za sprawą mamy Walerii, która jemu i jego bratu bliźniakowi czytała Mickiewicza, Słowackiego i Sienkiewicza, a małego Janusza wysłała na skrzypce.
W Rybniku od razu związał się z tutejszym środowiskiem kulturalnym. Równocześnie zaczął pracować w szkole podstawowej w Lyskach, potem w Jejkowicach. – W szkole w Jejkowicach razem z dyrektorem i radą pedagogiczną założyliśmy chór liczący ponad 140 osób! To była sensacja, bo w wiosce było nieco ponad 400 dzieci! Przyjechali dziennikarze z Katowic, bo okazało się, że co trzecie dziecko jest w chórze – wspomina.
W Rybniku zakłada Dziecięcy Zespół Pieśni i Tańca „Przygoda”, który z powodzeniem działa do dziś. Jest też współzałożycielem i kierownikiem muzycznym i administracyjnym oraz chórmistrzem Górniczego Zespołu Pieśni i Tańca „Górnicy” przy kopalni Dębieńsko w Leszczynach. W 1986 roku razem z Górnikami reprezentuje Polskę na Światowym Festiwalu Folklorystycznym w La Grande-Motte we Francji. Występy są tak dobrze przyjęte, że zespół dostaje zaproszenie od francuskiego miasta Nimes na wielki karnawał. Potem koncertuje jeszcze m.in. na Korsyce, we Włoszech i w Niemczech.
Te zagraniczne wojaże przyniosły Sporkowi kłopoty. Zaczął być wzywany przez rybnicką Służbę Bezpieczeństwa. – Pytano mnie: z kim się spotykałeś, o czym rozmawiałeś? A my mieliśmy dzień w dzień koncert, próby. Nie było czasu na inne rzeczy. Bezpieka chciała wymusić na mnie zeznania. Nakłaniano mnie, bym przywoził bibuły solidarnościowe z Paryża czy Brukseli. Nie miałem do tego głowy ani na to ochoty. Sam należałem do Solidarności. Ostatnia rozmowa z funkcjonariuszem SB była bardzo przykra. Dowiedziałem się, że moja praca w Polsce jest nic niewarta, że mi dopiero pokażą, jak można zeszmacić człowieka. Nie wytrzymałem. Pojechałem do Krakowa, dostałem wizę. Kiedy konsul zobaczył tyle pieczątek w moim paszporcie, stwierdził, że jestem światowym człowiekiem i wizę trzeba mi po prostu dać – opowiada.
Trafił do Nowego Jorku, nie znając języka. Przyjaciel wypożyczył mu jedynie swój apartament na dwa miesiące.

Wzruszenie Kilara
Szybko związał się ze środowiskiem polonijnym. Kiedy jako tako stanął na nogi, wrócił do swej największej miłości. Fundacja im. Paderewskiego w USA powierza mu funkcję i obowiązki dyrektora artystycznego obchodów 50. rocznicy śmierci tego artysty i męża stanu. Uroczysta msza i koncert odbyły się w katedrze św. Patryka na Manhattanie. Katedra ta jest szczególna dla Sporka. Zrobił w niej wiele koncertów. Za jej wynajem na potrzeby występu nie trzeba płacić. Wystarczy zgrać datę, godzinę i program. Oczywiście, mile widziane są wolne datki.
– Jeden z moich koncertów przyciągnął trzy tysiące osób, przede wszystkim przedstawicieli Polonii. Rektor katedry tuż przed ostatnim utworem wyszedł na podium i powiedział, że jeśli się podobało, to można wrzucić datki do skrzynek. Po to, by pokryć część kosztów muzyków. Po koncercie wyjęliśmy z tych skrzynek 519 dolarów! Zostawiliśmy te pieniądze jako dotację dla katedry od polskich muzyków – wspomina Sporek.
Ale były też przeżycia tylko i wyłącznie artystyczne. – Namówiłem do współpracy chór katedry św. Patryka. Zespół ten po raz pierwszy zdecydował się na koncert z kimkolwiek innym! Początkowo łamali języki na „Zdrowaś Mario...”, wykonując utwór „Angelus” Wojciecha Kilara. Podołali jednak zadaniu i potem pięknie się modlili – opowiada Sporek.
Katowicki kompozytor zajmuje miejsce szczególne w życiu rybniczanina. – Uwielbiam Kilara, jeszcze na studiach robiliśmy analizę jego utworów. Słuchaliśmy „Krzesanego” i innych kompozycji, opartych na polskiej muzyce ludowej. Duże wrażenie zrobił na mnie właśnie „Angelus”. To połączenie sztuki z religią. To utwór niebywale nasycony uczuciem i strasznie polski – twierdzi Sporek.
Po latach zdecydował, że właśnie „Angelus” będzie wieńczył jego pierwszy koncert w Carnegie Hall. – Po ostatnim „Amen”, wyszeptanym przez chóry, publiczność najpierw została w fotelach, a potem zerwały się niesamowite owacje, które trwały bardzo długo. Wiedziałem już, że repertuar był trafiony – wspomina.
W 2005 roku sprowadził Kilara do Stanów. Kompozytor wziął udział w koncercie, w którym wystąpiła m.in. Jadwiga Rappe, wielka śpiewaczka, była Ewa Biegas (sopran), był Adam Zdunikowski (tenor). Artyści razem z Filharmonią Wrocławską wykonali „Mszę o pokój” wielkiego mistrza. Kilar był wzruszony. Dzwonią do siebie do dzisiaj.

Paczka przyjaciół
W USA ma przyjaciół, którzy pochodzą z naszego regionu. Najbliżej jest związany z Jackiem Zganiaczem, pianistą, rodem z Pszowa. Jest od Sporka o 15 lat młodszy, poznali się dopiero w USA. – Dzisiaj łączą nas wspólne imprezy, wyjścia, kolacje. Jest fantastycznym pianistą. Żeby się utrzymać, zrobił kurs finansowy i zaczął pracować w ogromnej firmie inwestycyjnej Merrill Lynch. Doszedł tam do pozycji menedżera. Zaczął robić kurs pilotażu. Został instruktorem, złożył podanie do Amerykańskich Linii Lotniczych i teraz ma klucz do boeingów i innych maszyn! – chwali przyjaciela Sporek. Pan Jacek również prowadzi szkołę muzyczną. 17 stycznia robią razem koncert polskich kolęd.
Czasem na piwo uda mu się wyskoczyć z Olkiem Krupą, aktorem pochodzącym z Rybnika. Olek grał m.in. w kultowym filmie erotycznym „9 i 1/2 tygodnia”. Wystąpił w familijnej komedii „Alex – sam w domu”.
– Z Olkiem trudno trzymać się razem, bo on jednak jest w trochę innym środowisku. Dzwonimy do siebie, czasem wyskoczymy na piwo. Olek poprowadził mój koncert jubileuszowy. Zaprosił mnie kiedyś na Broadway, na sztukę, w której grał. To fajny synek. Jedyny, obok Jacka Zganiacza, z którym od razu przechodzimy na śląski i ni ma godki – śmieje się Janusz Krupa.
Kiedyś był jeszcze dość blisko z Adamem Makowiczem, naszym świetnym pianistą. – Wymyśliłem dla niego taką trochę śmieszną formułę – połączenie koncertu jazzowego i klasycznego. Jacek Zganiacz i Roman Markowicz, kolejny pianista, atakowali Adama klasycznym Chopinem, on odpowiadał jazzowym. Publiczność to oceniała, była wspaniała zabawa – wspomina. Potem jednak Makowicz wyjechał z Nowego Jorku i kontakt się urwał.
Od kilku lat Janusz Sporek często wraca do Polski. Przyjechał na święta i na sylwestra – zatrzymał się u młodszego syna Sebastiana, który prowadzi w Rybniku studio reklamy i nie myśli o wyjeździe do Stanów. Starszy, Wojtek, mieszka w USA. Jego teściowa prowadzi studio baletowe, jego żona tańczy. On uczy gry na fortepianie.
Śledzi to, co dzieje się w Polsce. Cieszy się z sukcesów Przygody. Słyszał o Chanelle Bednarczyk, utalentowanej, młodej skrzypaczce. Oglądał płytę DVD Kabaretu Młodych Panów. – Może uda się ich wszystkich zaprosić do Carnegie Hall na wspólny występ? – snuje plany.


Teraz tylko Nowy Jork
Janusz Sporek wyliczył, że w każdym miejscu spędza około 20 lat. W USA żyje już 22 lata. – Nie mam ochoty zamieniać Nowego Jorku na inne miejsce. Tam są inne możliwości. Kiedy byłem w Rybniku, trudno było nawet zapytać o możliwość poprowadzenia Filharmonii Rybnickiej. Na potrzebę mojego pierwszego koncertu w Carnegie Hall założyłem orkiestrę, liczącą ponad 60 osób! Za orkiestrą stało 185 śpiewaków. Nie musiałem pytać, kto będzie dyrygował. Sam robiłem koncert i to ja decydowałem. Dałem sobie część do dyrygowania. Nigdy nie prowadziłem koncertu od początku do końca. Zawsze chciałem, by pokazał się ktoś młody albo ktoś, kto mi w czymś pomagał – opowiada Sporek.

Komentarze

Dodaj komentarz