Żywych nie biorą?
Wiele osób wciąż nie może uwierzyć, jak to się stało, że doświadczona lekarka jastrzębskiego pogotowia stwierdziła zgon żyjącego człowieka. Był to pierwszy taki przypadek w naszym województwie, ale już kolejny w kraju, w dodatku wcale nie najdrastyczniejszy. Na szczęście bowiem rzekomy nieboszczyk ożył stosunkowo szybko, bo już po trzech godzinach, kiedy pracownicy zakładu pogrzebowego zamierzali przenieść go do karawanu.
Znacznie gorzej było w przypadku staruszki spod Radomia, która ocknęła się dopiero w kostnicy. Dokonałaby tam żywota z wyziębienia, gdyby akurat nie wszedł ktoś z obsługi i nie zauważył, że worek, w który ją zawinięto, zaczął się ruszać! Naukowcy tłumaczą, że takie rzeczy są możliwe, ponieważ granica między życiem a śmiercią bywa bardzo krucha, więc nieraz trudno ustalić coś pewnego bez specjalistycznej aparatury. Jeśli tak, to sprawa jest klarowna. Lekarka od babci powinna ponieść karę, ponieważ, jak dowiedzieliśmy się z telewizji, nawet nie dotknęła pacjentki! Na pytanie, czy można zarzucić coś lekarce z Jastrzębia, odpowie postępowanie wyjaśniające, choć pani doktor miała dochować procedur.
Tu zatem trzeba nie tyle śledztwa, co doposażenia pogotowia. Tylko wtedy zyskamy gwarancję, że pracownicy zakładów pogrzebowych nie będą, jak sami mówią, brali żywych. Inaczej każdy może obudzić się w grobie, zwłaszcza że medycyna zna takie sytuacje. Czytałam, że najwięcej było ich podczas wojny w Wietnamie, na której zginęło sporo amerykańskich żołnierzy. Ciała tych ludzi sprowadzano do kraju w szczelnie zamkniętych ołowianych trumnach. Okazało się, że część zmarła nie od ran, tylko z powodu uduszenia. Ile podobnych przypadków na świecie wcale nie wyszło na jaw? Bóg raczy wiedzieć.

Komentarze

Dodaj komentarz