Schyłek tradycji?
Niedawno jedna z telewizji pokazała materiał o poświątecznych wyprzedażach. Na jego zakończenie wystąpiła para młodych ludzi. Wyznali, że umówili się ze sobą, iż gwiazdkowe prezenty podarują sobie dopiero po świętach, gdyż kupią je na wyprzedażach. Oczywiście przestrzeganie tradycji w tej kwestii nie jest naszym konstytucyjnym obowiązkiem, ale to, że byli jej wierni nasi rodzice i dziadkowie, do czegoś zobowiązuje. Pytanie, czy przywiązanie do dziedzictwa przodków może się mierzyć z super- i hiperpromocjami i wietrzeniem magazynów.
Gdy w minione dwa weekendy widziało się tłumy zmierzające do galerii handlowych i dużych sklepów, trudno było nie odnieść wrażenia, że coraz większej części rodaków do szczęścia są potrzebne przede wszystkim udane zakupy. Rozumiem, że warto kupić to czy owo za pół ceny, ale trudno mi zrozumieć owczy pęd do sklepów, któremu poddają się tysiące ludzi już pierwszego poświątecznego dnia. Tym bardziej że ostatnio przypadł on w niedzielę. Młode pokolenie, które nie wyobraża sobie świata bez Reala, Biedronek, Żabek i bankomatów, wkrótce nie będzie też sobie wyobrażało Bożego Narodzenia bez następujących po nich wielkich przecen i wyprzedaży. Wygląda na to, że jeszcze trochę, a będzie się czekało nie na choinkę, Wigilię i prezenty, ale na owo wielkie kupowanie. Święta staną się preludium do wyprzedaży i okresem gromadzenia sił, potrzebnych do tyrania po sklepach.
By to wszystko trzymało się jeszcze kupy, trzeba będzie zmodyfikować to i owo w naszej tradycji. Świętemu Mikołajowi np. sprytnie podmieni się worek z prezentami na sklepowy wózek, a Aniołka czy Dzieciątko podrzucające prezenty pod choinkę zastąpi się jakimś supersprzedawcą. Kolęd też pewnie nie będzie wypadało już śpiewać, bo Unia Europejska uzna je za zbyt ostentacyjne manifestowanie swoich przekonań religijnych.

Komentarze

Dodaj komentarz