Karp ma przechlapane
Dziś będzie o karpiu, bo Boże Narodzenie za pasem, a to koronne danie na polskim świątecznym stole. Nie wiadomo, skąd ryba wzięła się w menu, ponieważ ani Biblia, ani żadna przypowieść ewangeliczna nie wspominają o tym gatunku. Jeszcze trudniej jednak jest odpowiedzieć na pytanie, jak powstała tradycja, wedle której karp ma dotrzeć do każdego domu żywy, a raczej półżywy, najczęściej w reklamówce.
To zdumiewające, że każdą inną rybę można kupić filetowaną, krojoną w dzwonka itd., ale karpia już nie. Jego koniecznie trzeba torturować przed śmiercią, wożąc od stawów do sklepów lub na bazary, gdzie sprzedawcy rzucają go na wagę i pakują w foliowe worki, a klienci przynoszą do domów i (jeśli nie padnie po drodze) wpuszczają do wanny. Ledwo natomiast ryba trochę przyjdzie do siebie, jest ogłuszana tłuczkiem, albo i nie, zarzynana i ląduje na patelni. Przecież to są barbarzyńskie praktyki, których należałoby zakazać pod groźbą kary! W dodatku to wszystko dzieje się tuż przed Wigilią lub w Wigilię, w którą wedle odwiecznych wierzeń zwierzęta o północy mówią ludzkim głosem, każdy też stara się dać im jakiś kęs ze stołu. Tylko karp ma przechlapane, a to przecież żywe stworzenie.
Warto zauważyć, że ryba spędza w łazience nieraz trzy dni, zatem dzieci często zdążą się z nią zaprzyjaźnić, a nawet nadać jej imię, ale nic z tego nie wynika. Rzeź musi dokonać się zgodnie z obyczajem, choćby zaowocowało to grobową atmosferą podczas kolacji. Milusińscy jednak zapominają, a gdy dorosną, idą w ślady rodziców, bo apele ekologów trafiają w próżnię. Może by więc tak księża napiętnowali wreszcie z ambon to niebywałe okrucieństwo? Tym bardziej że nie mówimy o ułaskawianiu karpi, ale zabijaniu ich tuż po wyłowieniu ze stawu, bo tylko wtedy każdy będzie mógł je konsumować z czystym sumieniem.

Komentarze

Dodaj komentarz