Za pieskie pieniądze
Pies jest najwierniejszym przyjacielem człowieka, ale wcale nie przekłada się to na jego los. Dowody widzimy i na ulicach, i w schroniskach, gdzie coraz większe rzesze czworonogów (odrzuconych najczęściej z powodu wysokich kosztów utrzymania) czekają na nowy dom. Pytanie, ile z nich go znajdzie, skoro wiąże się to z podwójnym obciążeniem finansowym, bo schronisku trzeba przecież zapłacić za szczepionki, odrobaczenie itd., a gminie za samo posiadanie psa.
Pierwsze koszty to jeszcze pół biedy, bo są jednorazowe, ale drugie trzeba ponosić co roku, w dodatku stawki wciąż rosną. Np. w Żorach od stycznia będzie to już 50 złotych, Rybnik zażąda 60 złotych, a Wodzisław, który przez dwa lata nie chciał od właścicieli czworonogów ani grosza, zedrze z nich 72 złote. Pieniądze idą na utrzymanie schronisk, wyłapywanie błąkających się stworzeń, sprzątanie skwerów bądź tworzenie systemów identyfikacji psów, ale w schroniskach aż piszczy bieda, zieleńce są pełne odchodów, w dodatku jeszcze nigdzie nie udało się namierzyć pana żadnego porzuconego psiaka. Problem leży nie tylko w ułomności tych pomysłów, ale i w mizernej ściągalności opłaty, aczkolwiek wszędzie stanowiłaby ona niewielki odsetek dochodów gmin, choćby nawet odprowadzali ją wszyscy zobowiązani.
W dodatku wpływy z tego tytułu zawsze są bliskie kosztom procedur związanych z wyegzekwowaniem podatku od tych, którzy go nie zapłacili! Panowie radni, weźcie więc przykład z kolegów z Rydułtów i Raciborza, którzy zrezygnowali z tej bezsensownej opłaty, bo na pieskich pieniądzach nikt się nie wzbogaci. Lepiej już przeznaczyć jakieś kwoty na kampanię z przesłaniem płynącym np. ze słów Josha Billingsa, XIX-wiecznego amerykańskiego humorysty, że pies to jedyne stworzenie na ziemi, które kocha cię bardziej niż siebie. Na pewno byłoby z tego więcej pożytku.

Komentarze

Dodaj komentarz